Ostatnio, podczas jednej z moich częstych wizyt na gliwickim basenie, Neptunie, byłem świadkiem strasznego zdarzenia, które gdyby nie spostrzegawczość i szybkość działania niektórych osób mogłoby się skończyć tragicznie. Tego dnia, jak co tydzień wybrałem się na swój regularny trening pływacki, który wykonuję od kiedy lekarz powiedział mi, że to dobre dla moich kości. Pracuję jako pracownik działu personalnego Gliwice, a moja praca jest statyczna i mało aktywna, co niekorzystnie odbija się na moim układzie szkieletowym. Od dwóch lat co tydzień chodzę na basen, robię sześćdziesiąt długości basenu i wracam do domu.
Podczas ostatniej wizyty nie zdążyłem nawet zrobić połowy zaplanowanej liczby powtórzeń, gdy do moich uszu dobiegł wrzask jakiejś kobiety. Szybko wynurzyłem się z wody i usłyszałem, że jakaś kobieta krzyczy, że jej mąż się topi. Ona sama nie umiała pływać, stała w płytkiej części basenu i bała się gdziekolwiek ruszyć. Zdziwiło mnie, że na krzyk kobiety nie zareagował żaden ratownik, jednak przestało mnie to dziwić gdy okazało się, że wszyscy ratownicy akurat urządzili sobie krótką przerwę na papierosa. Czuję, że za taką niesubordynację wylecą z pracy.
Wracając do topiącego się mężczyzny, już miałem ruszyć mu na ratunek, gdy podpłynął do niego jakiś młody, na oko czternastoletni chłopak i paroma wprawnymi ruchami wyłowił go z wody. Chłopak od razu zastosował sztuczne oddychanie na nieoddychającym mężczyźnie i tym samym uratował mu życie. Później okazało się, że młody bohater był w wakacje na kursie dla ratowników, gdzie nauczyli go jak się ratuje topielców i jak robi sztuczne oddychanie. Ta dzisiejsza młodzież nie jest jednak taka głupia, jak myślałem.